Fotografia i grafika: „Wyspy Szczęścia” i  „Anatomia Apokalipsy”. Państwowa Galeria Sztuki, SOPOT, 2018.

Prezentowana tu ekspozycja składa się  z dwóch części, które mają się do siebie jak dwie siostry: jednej na imię „beztroska”, a drugiej „troska”.  Konstrukcja ta wynika ze spostrzeżenia, iż istnieje diametralna różnica pomiędzy tym, do czego dążą ludzie, a tym, do czego ludzkość zmierza: ludzie dążą do szczęścia, a ludzkość zmierza ku samozagładzie.

Kreowana w atmosferze beztroski i zabawy, pełna koloru i form inspirowanych wyobraźnią kolekcja „Wyspy Szczęścia” odnosi się do ludzkich marzeń o szczęściu. Jedną z jego współczesnych egzemplifikacji są wyprawy na egzotyczne plaże, gdzie w mentalnym błogostanie miliony mogą się pluskać w ciepłej lazurowej wodzie, korzystać ze słońca, leżaków i zimnego piwa. Tytuł tej kolekcji w oczywisty sposób nawiązuje do książki Abrahama Molesa „Kicz czyli sztuka szczęścia”. Kicz jest ważnym elementem naszej kultury: czyż opisane w Koranie ogrody szczęścia, tak jak i biblijny Raj , nie są modelowym, dobrze ugruntowanym w kulturze kiczem, do którego tęsknią miliony ludzi?           
Pewne elementy kiczu występuję w całym obszarze sztuki, nawet w tzw. sztuce wysokiej. Świadomość tego faktu jest niezbędna dla prawidłowego funkcjonowania naszych kryteriów oceny i akceptacji.

Kolekcja „Wyspy Szczęścia”, podobnie jak poprzednio „Rosarium”, to także mój głos w dyskursie na temat granic fotografii. Termin „fotografia” nigdy nie był jednoznaczny. Jeśli pojęcie to utożsamiamy z kolokwialnym rozumieniem terminu „zdjęcie”, to trzeba jasno stwierdzić, że zbiór ten ze „zdjęć” się nie składa. Jeśli zaś termin „fotografia” rozumiemy raczej jako pewną technologię otrzymywania obrazu, to podejście takie lepiej opisuje prace zawarte w tej kolekcji.  Przypominają one prace malarskie lub grafikę, lecz sensu stricte nimi nie są. Właściwsze wydaje mi się zakwalifikowanie ich do takiej grafiki cyfrowej, w której materiałem wyjściowym jest „zdjęcie”.

„Anatomia Apokalipsy” jest przede wszystkim wyrazem mojego buntu przeciw temu, co dzieje się we współczesnym świecie – i szczególnie w Polsce. Jest to bunt nie tylko przeciw powszechnemu denaizmowi i marazmowi, ale także przeciw infantylizacji elit – zjawiska te wiodą ludzkość ku zagładzie. 
Puszka Pandory jest już szeroko otwarta i nic tego faktu nie zmieni. Dewastacja systemu ekologicznego Ziemi postępuje z rosnącą szybkością – niczym śmiercionośna  kula tocząca się po równi pochyłej; nic już nie jest w stanie jej zatrzymać.
Dziś jest już pewne, że antropogenna emisja dwutlenku węgla jest główna przyczyną globalnej katastrofy ekologicznej. Emisja ta obecnie rośnie o 2,8% rocznie. Jeśli ten poziom się utrzyma, to podwojenie emisji nastąpi po 25 latach, czterokrotne zwiększenie po 50 latach, ośmiokrotne – po 75 latach. 

Żałosne jest to, że protokół z Kioto (1997) niczego światowej polityce nie uświadomił, a niedawno (2016) podpisane porozumienie paryskie – choć objęło państwa odpowiedzialne za 55% emisji – nie daje żadnych nadziei na powstrzymanie globalnej katastrofy. 

  Ziemska przyroda jest już teraz w stanie karykaturalnym: 60% ssaków to zwierzęta hodowlane (głównie bydło i świnie), 36% to ludzie – jedynie 4%  reprezentuje tzw. dziką przyrodę. Znamienny jest stan Wielkiej Rafy Koralowej: ponad 1/3 korali w jej północnej i centralnej części jest już martwa, a ponad 90% pozostałych koralowców bieleje, co oznacza, że umierają. Miała 25 mln lat – ludzkości wystarczało 200 lat, by ją zniszczyć.
Lodowce coraz szybciej topnieją, brak wody pitnej i spowodowany suszą głód dotkną miliardy; poziom oceanu się podnosi – migracje na niespotykaną dotąd skalę są nieuniknione.   Pierwszy zatonie Bangladesz – niezbędna będzie relokacja 50 -100 mln ludzi.  
Polska jest krajem o najbardziej w Europie zanieczyszczonym powietrzu. Od ponad ćwierć wieku władze są głuche na ostrzeżenia płynące ze środowisk naukowych. Ignorancja ludzi, którzy nigdy nie mają wątpliwości co do swoich racji, nie przygotuje kraju do tego, co nastąpi w niedalekiej przyszłości.  W projekcie tak istotnego dokumentu jak „Polityka Ekologiczna Państwa 2030” brak odpowiedzialnej koncepcji dekarbonizacji energetyki i ogrzewnictwa. We Francji działa 50 reaktorów atomowych i 150 000 pomp cieplnych. A my mamy Bełchatów, najbardziej zabójczą elektrociepłownię Europy, która w okresie zimowym spala 10 000 ton węgla na dobę, emitując rocznie 33 mln ton dwutlenku węgla  oraz 3 tony rtęci .
 Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co spotka nasze następne pokolenia. Społeczeństwo trzeba obudzić  przedstawiając i upowszechniając prawdę wynikająca z badań naukowych.  A elity muszą wreszcie zrozumieć, że polityka – tak jak i religia – nie może być sprzeczna z nauką.     
Kluczem istotnym dla zrozumienia przekazu wystawy „Anatomia Apokalipsy” jest autorska wizja opisana następującymi słowami:  „Gdzieś w XXII wieku. Powietrze zawiera coraz mniej tlenu i coraz więcej dwutlenku węgla. Wszechocean umiera od zakwaszenia, bezlitosne promieniowanie wypala resztki życia na Ziemi. Ostatnie umęczone ofiary ziemskiej mega-katastrofy  wysyłają do nas prosty i zwięzły komunikat: BĄDŹCIE PRZEKLĘCI!”. 

Erazm W. Felcyn (2018)

     

„Bądźcie  przeklęci”

 W wypadku  Erazma Wojciecha Felcyna mamy do czynienia z artystą o tyle nowoczesnym, co dalekowzrocznym,  przewidującym pewne wydarzenia i to zarówno w sztuce,  jak i codziennym scenariuszu wydarzeń. Zainteresowania zaprowadziły go, dzięki wytrwałym badaniom, w najdalsze zakątki fotografii. 

No właśnie – czy fotografii ? W wypadku tego artysty pytanie może być dyskusyjne. Ostatnio, kiedy pisałem o jego cyklach „Fantasmagorie” i „Wyspy szczęścia”, zachwyciłem się wyobraźnią, pomysłowością i zaskakującymi odkryciami w dziedzinie fotografii  cyfrowej i grafiki komputerowej.  Nasze rozmowy o sztuce przybliżyły mnie bardziej  do zrozumienia jego niełatwej twórczości, bowiem jest artystą niespokojnym, poszukującym, eksperymentującym, a zarazem mocno stąpającym po ziemi. W jego racjonalnym podejściu do życia, precyzji, wręcz pedanterii, pojawia się wielka wyobraźnia, która pozwala tworzyć  obrazy niewyobrażalnej rzeczywistości, rzeczywistości otaczającej nas, jednak innej, nie takiej jaką widzimy, stworzonej w artystycznym  wizerunku świata.

Ostatni cykl, który nazwał „Anatomia Apokalipsy”, jest wynikiem wcześniejszych poszukiwań  artysty  prezentowanych w cyklach „Inwazja –subiektywny portret  śmieci” i „Synthesis”. Istotą zrozumienia wystawy „Anatomia Apokalipsy” jest zdanie zaczerpnięte z manifestu artysty poprzedzającego cykl …” Powietrze zawiera coraz mniej tlenu i coraz więcej dwutlenku węgla. Wszechocean umiera od zakwaszenia, bezlitosne promieniowanie wypala resztki życia na Ziemi. Ostatnie umęczone ofiary ziemskiej mega katastrofy wysyłają do nas prosty i zwięzły komunikat :  Bądźcie Przeklęci”.  To zapis artystyczny fotografika, ale też dr chemii, osoby która wie co mówi, osoby przewidującej niedaleką przyszłość, osoby wołającej na pustyni – bez efektu. Ta wizja pojawiła się sygnalnie  wcześniej w cyklu „Paper Faces” stanowiącym część zbioru „Synthesis”, przedstawiającego między innymi nie tylko polityków z pierwszych stron gazet czy osobowości dzisiejszego świata odpowiedzialne za codzienne życie, ale też zwykłych ludzi, przeciętnych, takich jak my. To nasz  portret, portret, który zawsze stanowił główny punkt  zainteresowań  Felcyna.

Możliwości techniczne dzisiejszej fotografii  są  jeszcze niezbadane , pozwalają na dalsze eksperymenty nad portretem i – jak to nazwał artysta – pozwalają dojść do ascetycznej syntezy wizji, która w tym wypadku umożliwia stworzenie  dzieła pochodnego  fotografii, jednak czegoś innego, czegoś nowego, jeszcze bez nazwy, ale obrazu wielkiej ekspresji. 

Osobnego bytu, tajemniczego,  jeszcze ciekawszego ?, czy bardziej interesującego niż XIX-wieczny obraz ?, może tak, ale to zależy, wydaje się że piękno artystyczne pozostanie zawsze pięknem, ale taka ocena może być  subiektywna i uzależniona od przygotowania odbiorcy, znajomości historii,  filozofii  i smaku.

Obrazy Felcyna zachwycają, przywodzą na myśl dzieła Picassa.  Może to cofnięcie się do lat młodzieńczych i fascynacji rysunkami mistrzów, ale artysta dziś idzie dalej, nie powiela, myśli o swojej współczesnej sztuce, stylizuje na nowo.  Felcyn nadal eksperymentuje, jego doświadczenie  pozwala  na dalsze badania i jak przewiduję  jego wyobraźnia zaprowadzi nas jeszcze w nieznane do tej pory pola sztuki współczesnej .

17.08.2018,   Stanisław Seyfried

 

←POWRÓT DO GALERII